- Nie krzycz, bo
chcemy im zrobić niespodziankę – szepnął mi do ucha ciepły, młodzieńczy głos.
Odwróciłam się.
Za mną stał młody centaur. Gdyby nie to, że miał koński dół, mogłabym go uznać
za całkiem przystojnego chłopaka. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech,
ukazujący równiutkie, białe zęby oraz urocze dołeczki w policzkach. Centaur
miał długie, czarne włosy, spięte czymś po bokach, aby nie wpadały do oczu.
Zobaczyłam, że miał on takie samo umaszczenie jak Hidruk oraz trochę podobną
zbroję. Z dwóch stron schowane były długie, pozłacane miecze.
- Kim jesteś? –
spytałam, wyrywając ręce. I tak nie zamierzałam wybiegać na polane, a centaur
szybko to zrozumiał.
- Na imię mi Digir,
ale wolę, jak mówią do mnie Dig – młodzieniec wyciągnął do mnie rękę.
- Jagoda Maler –
wydukałam.
Na to Dig wesoło
się roześmiał.
- To to ja wiem!
– klepnął mnie w ramię. – Wieść o tym, że czwartym z Jeźdźców jest kobieta,
szybko się rozniosła – nachylił się do mojego ucha. – Tylko nikt nie mówił, ze
jest taka piękna.
To nie był
odpowiedni moment, ale i tak spłonęłam rumieńcem. Wtedy usłyszałam podejrzane
hałasy dobiegające z polany. Zobaczyłam, jak jakiś faun wręcza przerażonemu
Miguelowi miecz i ustawia go do walki z Hirdukiem.
- Mój Boże, on
zaraz zginie! – krzyknęłam, ale gwar na prowizorycznej arenie był tak duży, że
raczej nikt tego nie usłyszał.
- Nic mu się nie
stanie – Dig ponownie kazał na siebie spojrzeć. – Mój ojciec chce go tylko
przetestować.
- To jest twój
ojciec? – nie mogłam ukryć zdziwienia.
- Ja to ten
fajniejszy – Dig mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Pokręciłam z
niedowierzaniem głową.
- O co tu
chodzi?
Młody centaur
ponownie się uśmiechnął.
- My tu tak
witamy nowych Jeźdźców. Ostatnio też byli nieźle zszokowani. Ale wiesz, to jest
taka nasza…
- Zaraz, zaraz –
przerwałam. – Ostatnio? Znaczy się…ty byłeś, kiedy nasi nauczyciele przybyli tu
się uczyć?
Dig spojrzał na
mnie zdziwiony.
- No oczywiście!
Wolałam
przemilczeć pytanie o wiek. Wtedy usłyszałam krzyk Miguela, jednak Dig nie
pozwolił mi się odwrócić.
- Przestań!
Puszczaj! – krzyczałam, jednak centaur miał mocny uścisk.
- Nic mu teraz
nie pomożesz! Nikt nie może! – Dig przytrzymał mnie jeszcze chwilę, po czym
opuścił ręce.
- O jaką
niespodziankę ci chodziło? – spytałam, starając się nie zwracać uwagi na krzyki
Hiszpana.
- Mówiąc o tym,
że wieść o tobie rozniosła się wśród mieszkańców wyspy, miałem na myśli tylko
centaury. Reszta nic o tobie nie wie. Myślą, że jest tylko trzech Farcâchandów.
Prychnęłam.
- I co,
zamierzasz wjechać ze mną na grzbiecie dla lepszego efektu?
- Nie planowałem
tego, ale to chyba nawet lepszy pomysł. Na pewno będzie ci wygodniej.
Lekko pacnęłam
Diga w tę jego roześmianą buźkę.
- Aaa! – tym razem
krzyk Miguela był przeraźliwszy niż przedtem i nie mogłam się powstrzymać, żeby
nie spojrzeć.
Odwróciwszy się,
zobaczyłam okropną scenę. Walczący bliźniak miał podartą koszulę, rozczochrane
włosy i trochę krwi na prawej nodze. Przed nim leżał przełamany na pół miecz.
Siedzący obok Alberto chciał do niego podbiec, jednak trzymał go młody faun.
Sven ukrywał twarz w dłoniach. Nikt go nie pilnował. Ten tchórz nawet się nie
przejął losem Miguela.
Tymczasem do
chłopaka zaczął powoli podchodzić Hirduk. Chłopak upadł na kolana, trzymając
się za prawą rękę.
- Wstawaj, wnuku
Estebana! Zobaczmy, na ile cię stać!
Miałam wrażenie,
ze ojciec Diga jest centaurowską wersją Svena.
Gdy Miguel jakiś
czas się nie podnosił, podszedł do niego drugi, nieco starszy faun, z łukiem i
założoną strzała w ręce.
Chłopak tylko na
to czekał.
Nie wierzyłam
własnym oczom. Miguel szybko podskoczył do fauna i wyrwał mu łuk z ręki, zanim
ten zdążył zrozumieć, co się dzieje. Hirduk zatrzymał się w pół kroku.
- Łał! – sapnął
za mną Dig. – Rzadko się zdarza, żeby ktoś zaskoczył mojego ojca.
To wszystko nie
trwało dwóch sekund. Miguel błyskawicznie wycelował w Hirduka.
- Może ta
strzała nie przebije twojej tarczy – wykrzyknął w stronę centaura, kierując łuk
nieco wyżej. – Ale w głowę nie chybię.
Hirduk wahał się
przez chwilę, po czym schował miech i lekko się skłonił. To samo zrobiła reszta
centaurów, a inne stworzenia zaczęły donośnie wiwatować i bić brawa.
Tymczasem do
Miguela podbiegł brat. Bliźniaki chwilkę szeptali coś między sobą, po czym
Alberto urwał kawałek swojej koszuli i owinął nim ranę na ręku brata.
- Bracia i
siostry! – wykrzyknął w tym czasie Hirduk. Wszelkie hałasy ucichły. – Farcâchandowie
przeszli swoją próbę pomyślnie!
Wtedy znowu
wybuchły gromkie brawa, które Hirduk uciszył podniesieniem ręki.
- Jednakże – na
twarzy centaura zagościł lekki uśmiech. ,,Może nie jest taki zły” pomyślałam. –
Jednakże ci tutaj obecni chłopcy nie są wszystkimi Farcâchandami, którzy
przybyli na wyspę – wielka gula stanęła mi w gardle, kiedy usłyszałam
zaniepokojone szepty zgromadzonych stworzeń.
- Digirze! –
Hirduk po raz pierwszy spojrzał się w moja stronę, co, niestety, zrobili też wszyscy
pozostali.
Poczułam, że Dig
delikatnie łapie mnie od tyłu za ręce.
- Nic się nie
bój – szepnął mi do ucha, jednocześnie lekko popychając na polanę. – Jestem tuż
za tobą.
Kiedy weszłam w
krąg pochodni, usłyszałam ciche okrzyki zdumienie. Zacisnęłam mocno oczy.
Spodziewałam się tego. Przynajmniej Dig, tak jak obiecał, był tuż za mną i
wciąż mnie trzymał.
- Nie musisz się
tutaj nikogo bać, Jagodo – odezwał się nowy głos. Otworzyłam oczy i zobaczyłam
przed sobą jeszcze dziwniejsze stworzenie od wszystkich, które się tu znajdują.
Można
powiedzieć, że był to krasnolud. Jednak równie dobrze mógł to być kamykowy
stwór lub nawet chodzący krzak. Stworzenie to bowiem było całe we włosach.
Wyrastały mu one z czubak głowy i sięgały aż do ziemi. Jedyne, co wystawało
spod tej fryzury, to duży, różowy nos oraz dłonie i stopy z dużymi palcami.
- Mędrcu –
odezwał się Hirduk, skłaniając głęboki pokłon. To samo zrobiła reszta
mieszkańców wyspy, nie wykluczając Diga. – Nigdy nie przybywałeś na Próbę
młodych Jeźdźców.
- Taaak… -
odparł niepewnie człowieczek. – Postanowiłem to zmienić.
- Mędrcu? –
wymsknęło mi się. Kompletnie to do niego nie pasowało i chciało mi się śmiać,
jednak mogłam go tym obrazić.
Zamiast mnie
zbesztać, Mędrzec głośno się roześmiał, łapiąc się krótkimi rączkami za brzuch.
- Jesteś
pierwszą osobą, która odważyła się o to zapytać – wykrztusił, po czym,
przynajmniej tak to wyglądało, wesoło się uśmiechnął. – Gratuluję odwagi, pani
Maler. Dużo pani sobie u mnie zyskała.
Nieco zdziwiona, spojrzałam się na Diga
stojącego obok mnie. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Nie do końca
rozumiemy, Mędrcu – z tłumu wysunęła się jedna z tych niezwykłych, wodnych
duchów. – Jak to możliwe, żeby kobieta-człowiek byłą Jeźdźcem.
Mędrzec wyszedł
powoli na środek.
- Sam do końca
tego nie rozumiem – odpowiedział dziewczynie. – Kiedy nasz drogi Tadeusz
powiedział, ze Jagoda najprawdopodobniej nosi w sobie Cechę, sam nie mogłem dać
temu wiary. Jednak po rozmowie z Meistbingiem uznaliśmy, że można spróbować
czegoś nowego – tutaj Mędrzec zrobił krótką przerwę, po czym spojrzał się na
mnie.
- Zważywszy na
to, co się działo z ostatnim czwartym Farcâchandem, Jagoda może być czymś, co
ponownie naprawi porządek w tradycjach Simbaquilów.
Wszyscy
zgromadzeni na mnie patrzyli. Nawet Sven, który ciągle miał głowę schowaną w
ramionach, patrzył na mnie z nieukrywaną pogardą. Miałam wrażenie, że cała
płonę. Nie przepadałam za wystąpieniami publicznymi, czułam się więc niezbyt
komfortowo.
Nagle ktoś tak
mocno klepnął mnie w plecy, ze aż się zatoczyłam do przodu. Na szczęście
przytrzymał mnie Dig.
- No –
wykrzyknął swoim gromkim basem Hirduk, kładąc mi rękę na ramieniu – ale nie
myślmy teraz o przyszłości, tylko cieszmy się tą chwilą! Jeźdźców ponownie jest
czterech, a przed chwilą jeden z nich przeszedł za wszystkich Próbę. I jak
widzę, przy okazji upewnił się co do wyboru swojej broni – to mówiąc, centaur
podszedł do Miguela, stojącego teraz o wiele pewniej na nogach, i podniósł łuk,
z którego do niego mierzył.
- Porządna
robota – powiedział cicho do chłopaka, jednak na polanie było tak cicho, że
wyraźnie wszystko słyszałam. – Jednak myślę, że tobie przydałaby się inna broń
– to mówiąc, skinął na zielonego ducha-młodzieńca, który wystąpił do przodu z
innym stworzeniem niosącym piękny łuk.
- Upinow ten
został wykonany przez driady z prastarego drzewa cisowego – rzekł Hirduk,
wręczając zaskoczonemu Miguelowi prezent od uśmiechniętych młodzieńców. – Jego
cięciwę wykonano ze ścięgien mówiących tygrysów, godzących się pomóc przy
robieniu broni dla Farcâchandów.
Miguel w
milczeniu przyjął dar, jednak wiedziałam, że jak tylko wróci do domu, wybuchnie
w przypływie euforii. Wiedziałam, że mojemu przyjacielowi najlepiej idzie w
łucznictwie i obstawiałam, ze to właśnie Upinow będzie jego bronią, jednak nie
byłam tego pewna. Do tamtego wieczora.
Miguel dumnie
uniósł w górę łuk i kołczan ze strzałami (wykonany z rogu minotaura). Wśród
zebranych rozległy się głośne wiwaty, a Alberto i Sven zaczęli klepać Hiszpana
i mu gratulować.
Już chciałam
podbiec do chłopców i wraz z nimi cieszyć się z prezentu Miguela, kiedy ktoś
złapał mnie za rękę.
- Moglibyśmy
chwilę porozmawiać? – Hirduk lekko się do mnie uśmiechnął. Nie miałam dużego
wyboru, dlatego skinęłam głową i poszłam za centaurem i jego synem na bok.
- Czy coś się
stało? – spytałam.
Hirduk
westchnął.
- Mój syn,
którego miałaś już okazję poznać – Dig oczarował mnie tym swoim zniewalającym
uśmiechem – ma niezwykły dar, rzadki nawet wśród centaurów.
- Umiem
odczytywać przyszłość z gwiazd – rzekł chłopak. Mówił to z uśmiechem, jednak
nie brzmiało to tak, jakby się z tego cieszył.
- To chyba
dobrze, nie? – powiedziałam. – Przecież twój ojciec jest Mistrzem Gwiazd,
pasuje to do ciebie. Poza tym, można dzięki temu zapobiec katastrofom i w
ogóle. Ale co ja ma z tym…
- …wspólnego?
Oj, zdziwisz się, bo dużo – przerwał mi Dig. Spojrzał na ojca, który skinął
głową, po czym kontynuował:
- Nie będę cię
tu zamęczał układem gwiazd, bo i tak cię to pewnie nie interesuje. Musisz
jednak wiedzieć, że każdej osobie na tej planecie przypisuje pewna gwiazda,
mniejsza bądź większa, ale zawsze jakaś. Od jakiegoś czasu obserwuję twoją
gwiazdę, która coraz bardziej zbliża się do gwiazdy kogoś, kogo nie
chcielibyśmy, żebyś miała potrzebę poznawać.
Przygryzłam
wargę.
- Dermak…
- Właśnie.
Obawiam się, że te gwiazdy niedługo się ze sobą zderzą, a to oznacza…
- …że go
spotkam.
- Nie tylko –
rzekł Hirduk. – Może będziesz musiała z nim walczyć.
Przełknęłam
głośno ślinę. Nie tak to sobie wszystko wyobrażałam.
- Ej, ale nie
panikuj – Dig uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę. – To są tylko takie
przypuszczenia. Gwiazdy są blisko, ale prawie na pewno się miną. Jednakże,
ponieważ zawsze istnieje to ,,prawie”, musiałem cię ostrzec.
Delikatnie
pokiwałam głową.
- Po prostu bądź
ostrożna – dodał Hirduk – i uważaj na to, z kim się zadajesz. Każdy może się
okazać szpiegiem Dermaka.
- Ale dlaczego
chciałby mi coś zrobić?
To pytanie obaj
centaury przemilczały. Czemu na tej wyspie było tyle tajemnic? Miałam już dość
tej niewiedzy.
- Ej, Jagoda! –
Miguel biegł w moją stronę, wymachując łukiem. Spojrzałam na Diga, który prawie
niezauważalnie pokręcił głową.
- Widziałaś?! –
rozradowany Hiszpan prawie krzyczał, chociaż stałam tuż obok. – Ja też już mam
swoją broń! Matko, ale czad! Musisz spróbować nim strzelić! Jest superowy!
- No, wiesz, to
twoja broń. Ja raczej nie mogę się do niej dotykać – odparłam, prowadząc
Miguela z dala od centaurów. Udawałam wesołą, chociaż wcale nie było mi do
śmiechu.
- Oj tam, jak
zrobimy krótka wymianę, to nic się nie stanie – odparł chłopak, obejmując mnie
ramieniem. Razem doszliśmy do Alberta, który krzyczał na Svena. Bardzo miło
było mi to oglądać.
- Jagoda nie
myliła się co do ciebie! – krzyczał zazwyczaj spokojniejszy bliźniak. Prawie go
nie poznawałam.
- Co się stało?
– spytałam z uśmieszkiem.
- Chyba
widziałaś! – Alberto wyglądał na naprawdę wściekłego. – Ale ty wcale nie byłaś
lepsza! Chowałaś się w krzakach, kiedy Miguel narażał za nas swoje życie!
- Wcale się nie
chowałam! – odkrzyknęłam. – Dig mnie
trzymał i nie mogłam do was wybiec. Gdyby nie on, na pewno bym wybiegła!
- To prawda, to
moja wina – odezwał się czarny centaur, stając obok nas. – Przejmuję na siebie
całą odpowiedzialność. Ale o to tu chodziło. Miguel musiał pokonać mojego ojca
bez niczyjej pomocy.
- No, cóż, gdyby
nie ten faun… - Miguel zaczął się jąkać, ale Dig, wyższy od niego prawie o dwie
głowy, szeroko się uśmiechnął.
- To wszystko
było mniej więcej zaplanowane, stary – klepnął go po plecach, po czym zwrócił
się do nas wszystkich.
- Robicie coś
specjalnego w sylwestra?
Głośno się
roześmieliśmy.
- Co my tu niby
mamy robić? – odparł za nas Sven. – Jesteśmy tylko we czwórkę i nie możemy się
nigdzie ruszać.
- To może
wpadniecie do nas? – Dig rozłożył
szeroko ręce. – Młodzież ze wszystkich krajów spotyka się tutaj na coroczna,
całonocną imprezę. Wasi opiekunowie na pewno wam pozwolą przyjść. To co,
wpadniecie?
No, no, no. Teraz chwila zastanowienia, co napisać dalej... A co mi tam! Będę oryginalna. Rozdział świetny! Skoro z oryginalnością już pojechałam po bandzie, czas na pochwały. Blog wygląda całkiem całkiem, opowieść jest niezła, niezła, a ja ciągle nie wiem co powiedzieć dalej, dalej. Dobra już wiem! Mam wyobraźnię, chyba jak większoś ludzi, i wyobrażam sobie wygląd bohaterów. I choć gardzę "zżynać" w moich fantazjach z filmów, to nie starcza mi woli usunąć z przed oczu kuzyna Coś z "Rodziny Addamsów", gdy chcę zobaczyć Mędrca. No, to taki mój ból. Kończę już, ponieważ komentarz się zrobił za długi, jak na to nić, co w nim umieściłam. Dodam tylko, że zniecierpliwością czekam na następną notkę. Jeśli możesz powiedz czy masz wenę, czy wena, bo nie wiem czego Ci życzyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i niech inwencja twórcza Cię nie opuszcza.
P.S. Ja wiem, że piszę chaotycznie, ale niektórzy twierdzą, że przez to jest ciekawiej i poprawia im się humor.
Żegnam się, pa!
A propo weny, to czasem ją miewam, czasem nie, ale staram sie pisać często (dlatego niektóre fragmenty mogą wychodzić słabo ;) )
UsuńAle dzięki za komentarz, zmobilizowałaś mnie do wstawienia kolejnego rozdziału
A z tym Mędrcem to w sumie całkiem dobre porównanie.
I nie - nie piszesz chao;dtycznie - da się wszytsko zrozumieć, wiec jest OK
Eh. Czasami sama siebie nie rozumiem, ale skoro da się wszystko zrozumieć to okej ;) Cieszę się, że Cię zmobilizowałam. Pierwszy raz coś takiego zrobiłam. Nie chce mi się piać kilku komentarzy, więc powiem, że pierwszy siódmy rozdział jest naprawdę dobry. Co do słabych fragmentów, to przecież wiadomo, że wszystko idealne być nie może. Ja sama pisałam co najmniej cztery rozdziały bez weny, która wyruszyła w świat, i nie powiem do czego się nadają.
UsuńA teraz:
Życzę weny i pozdrawiam