środa, 24 kwietnia 2013

W blasku życia - Rozdział 6: część 3



- Nie krzycz, bo chcemy im zrobić niespodziankę – szepnął mi do ucha ciepły, młodzieńczy głos.
Odwróciłam się. Za mną stał młody centaur. Gdyby nie to, że miał koński dół, mogłabym go uznać za całkiem przystojnego chłopaka. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, ukazujący równiutkie, białe zęby oraz urocze dołeczki w policzkach. Centaur miał długie, czarne włosy, spięte czymś po bokach, aby nie wpadały do oczu. Zobaczyłam, że miał on takie samo umaszczenie jak Hidruk oraz trochę podobną zbroję. Z dwóch stron schowane były długie, pozłacane miecze.
- Kim jesteś? – spytałam, wyrywając ręce. I tak nie zamierzałam wybiegać na polane, a centaur szybko to zrozumiał.
- Na imię mi Digir, ale wolę, jak mówią do mnie Dig – młodzieniec wyciągnął do mnie rękę.
- Jagoda Maler – wydukałam.
Na to Dig wesoło się roześmiał.
- To to ja wiem! – klepnął mnie w ramię. – Wieść o tym, że czwartym z Jeźdźców jest kobieta, szybko się rozniosła – nachylił się do mojego ucha. – Tylko nikt nie mówił, ze jest taka piękna.
To nie był odpowiedni moment, ale i tak spłonęłam rumieńcem. Wtedy usłyszałam podejrzane hałasy dobiegające z polany. Zobaczyłam, jak jakiś faun wręcza przerażonemu Miguelowi miecz i ustawia go do walki z Hirdukiem.
- Mój Boże, on zaraz zginie! – krzyknęłam, ale gwar na prowizorycznej arenie był tak duży, że raczej nikt tego nie usłyszał.
- Nic mu się nie stanie – Dig ponownie kazał na siebie spojrzeć. – Mój ojciec chce go tylko przetestować.
- To jest twój ojciec? – nie mogłam ukryć zdziwienia.
- Ja to ten fajniejszy – Dig mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- O co tu chodzi?
Młody centaur ponownie się uśmiechnął.
- My tu tak witamy nowych Jeźdźców. Ostatnio też byli nieźle zszokowani. Ale wiesz, to jest taka nasza…
- Zaraz, zaraz – przerwałam. – Ostatnio? Znaczy się…ty byłeś, kiedy nasi nauczyciele przybyli tu się uczyć?
Dig spojrzał na mnie zdziwiony.
- No oczywiście!
Wolałam przemilczeć pytanie o wiek. Wtedy usłyszałam krzyk Miguela, jednak Dig nie pozwolił mi się odwrócić.
- Przestań! Puszczaj! – krzyczałam, jednak centaur miał mocny uścisk.
- Nic mu teraz nie pomożesz! Nikt nie może! – Dig przytrzymał mnie jeszcze chwilę, po czym opuścił ręce.
- O jaką niespodziankę ci chodziło? – spytałam, starając się nie zwracać uwagi na krzyki Hiszpana.
- Mówiąc o tym, że wieść o tobie rozniosła się wśród mieszkańców wyspy, miałem na myśli tylko centaury. Reszta nic o tobie nie wie. Myślą, że jest tylko trzech Farcâchandów.
Prychnęłam.
- I co, zamierzasz wjechać ze mną na grzbiecie dla lepszego efektu?
- Nie planowałem tego, ale to chyba nawet lepszy pomysł. Na pewno będzie ci wygodniej.
Lekko pacnęłam Diga w tę jego roześmianą buźkę.
- Aaa! – tym razem krzyk Miguela był przeraźliwszy niż przedtem i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie spojrzeć.
Odwróciwszy się, zobaczyłam okropną scenę. Walczący bliźniak miał podartą koszulę, rozczochrane włosy i trochę krwi na prawej nodze. Przed nim leżał przełamany na pół miecz. Siedzący obok Alberto chciał do niego podbiec, jednak trzymał go młody faun. Sven ukrywał twarz w dłoniach. Nikt go nie pilnował. Ten tchórz nawet się nie przejął losem Miguela.
Tymczasem do chłopaka zaczął powoli podchodzić Hirduk. Chłopak upadł na kolana, trzymając się za prawą rękę.
- Wstawaj, wnuku Estebana! Zobaczmy, na ile cię stać!
Miałam wrażenie, ze ojciec Diga jest centaurowską wersją Svena.
Gdy Miguel jakiś czas się nie podnosił, podszedł do niego drugi, nieco starszy faun, z łukiem i założoną strzała w ręce.
Chłopak tylko na to czekał.
Nie wierzyłam własnym oczom. Miguel szybko podskoczył do fauna i wyrwał mu łuk z ręki, zanim ten zdążył zrozumieć, co się dzieje. Hirduk zatrzymał się w pół kroku.
- Łał! – sapnął za mną Dig. – Rzadko się zdarza, żeby ktoś zaskoczył mojego ojca.
To wszystko nie trwało dwóch sekund. Miguel błyskawicznie wycelował w Hirduka.
- Może ta strzała nie przebije twojej tarczy – wykrzyknął w stronę centaura, kierując łuk nieco wyżej. – Ale w głowę nie chybię.
Hirduk wahał się przez chwilę, po czym schował miech i lekko się skłonił. To samo zrobiła reszta centaurów, a inne stworzenia zaczęły donośnie wiwatować i bić brawa.
Tymczasem do Miguela podbiegł brat. Bliźniaki chwilkę szeptali coś między sobą, po czym Alberto urwał kawałek swojej koszuli i owinął nim ranę na ręku brata.
- Bracia i siostry! – wykrzyknął w tym czasie Hirduk. Wszelkie hałasy ucichły. – Farcâchandowie przeszli swoją próbę pomyślnie!
Wtedy znowu wybuchły gromkie brawa, które Hirduk uciszył podniesieniem ręki.
- Jednakże – na twarzy centaura zagościł lekki uśmiech. ,,Może nie jest taki zły” pomyślałam. – Jednakże ci tutaj obecni chłopcy nie są wszystkimi Farcâchandami, którzy przybyli na wyspę – wielka gula stanęła mi w gardle, kiedy usłyszałam zaniepokojone szepty zgromadzonych stworzeń.
- Digirze! – Hirduk po raz pierwszy spojrzał się w moja stronę, co, niestety, zrobili też wszyscy pozostali.
Poczułam, że Dig delikatnie łapie mnie od tyłu za ręce.
- Nic się nie bój – szepnął mi do ucha, jednocześnie lekko popychając na polanę. – Jestem tuż za tobą.
Kiedy weszłam w krąg pochodni, usłyszałam ciche okrzyki zdumienie. Zacisnęłam mocno oczy. Spodziewałam się tego. Przynajmniej Dig, tak jak obiecał, był tuż za mną i wciąż mnie trzymał.
- Nie musisz się tutaj nikogo bać, Jagodo – odezwał się nowy głos. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą jeszcze dziwniejsze stworzenie od wszystkich, które się tu znajdują.
Można powiedzieć, że był to krasnolud. Jednak równie dobrze mógł to być kamykowy stwór lub nawet chodzący krzak. Stworzenie to bowiem było całe we włosach. Wyrastały mu one z czubak głowy i sięgały aż do ziemi. Jedyne, co wystawało spod tej fryzury, to duży, różowy nos oraz dłonie i stopy z dużymi palcami.
- Mędrcu – odezwał się Hirduk, skłaniając głęboki pokłon. To samo zrobiła reszta mieszkańców wyspy, nie wykluczając Diga. – Nigdy nie przybywałeś na Próbę młodych Jeźdźców.
- Taaak… - odparł niepewnie człowieczek. – Postanowiłem to zmienić.
- Mędrcu? – wymsknęło mi się. Kompletnie to do niego nie pasowało i chciało mi się śmiać, jednak mogłam go tym obrazić.
Zamiast mnie zbesztać, Mędrzec głośno się roześmiał, łapiąc się krótkimi rączkami za brzuch.
- Jesteś pierwszą osobą, która odważyła się o to zapytać – wykrztusił, po czym, przynajmniej tak to wyglądało, wesoło się uśmiechnął. – Gratuluję odwagi, pani Maler. Dużo pani sobie u mnie zyskała.
  Nieco zdziwiona, spojrzałam się na Diga stojącego obok mnie. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Nie do końca rozumiemy, Mędrcu – z tłumu wysunęła się jedna z tych niezwykłych, wodnych duchów. – Jak to możliwe, żeby kobieta-człowiek byłą Jeźdźcem.
Mędrzec wyszedł powoli na środek.
- Sam do końca tego nie rozumiem – odpowiedział dziewczynie. – Kiedy nasz drogi Tadeusz powiedział, ze Jagoda najprawdopodobniej nosi w sobie Cechę, sam nie mogłem dać temu wiary. Jednak po rozmowie z Meistbingiem uznaliśmy, że można spróbować czegoś nowego – tutaj Mędrzec zrobił krótką przerwę, po czym spojrzał się na mnie.
- Zważywszy na to, co się działo z ostatnim czwartym Farcâchandem, Jagoda może być czymś, co ponownie naprawi porządek w tradycjach Simbaquilów.
Wszyscy zgromadzeni na mnie patrzyli. Nawet Sven, który ciągle miał głowę schowaną w ramionach, patrzył na mnie z nieukrywaną pogardą. Miałam wrażenie, że cała płonę. Nie przepadałam za wystąpieniami publicznymi, czułam się więc niezbyt komfortowo.
Nagle ktoś tak mocno klepnął mnie w plecy, ze aż się zatoczyłam do przodu. Na szczęście przytrzymał mnie Dig.
- No – wykrzyknął swoim gromkim basem Hirduk, kładąc mi rękę na ramieniu – ale nie myślmy teraz o przyszłości, tylko cieszmy się tą chwilą! Jeźdźców ponownie jest czterech, a przed chwilą jeden z nich przeszedł za wszystkich Próbę. I jak widzę, przy okazji upewnił się co do wyboru swojej broni – to mówiąc, centaur podszedł do Miguela, stojącego teraz o wiele pewniej na nogach, i podniósł łuk, z którego do niego mierzył.
- Porządna robota – powiedział cicho do chłopaka, jednak na polanie było tak cicho, że wyraźnie wszystko słyszałam. – Jednak myślę, że tobie przydałaby się inna broń – to mówiąc, skinął na zielonego ducha-młodzieńca, który wystąpił do przodu z innym stworzeniem niosącym piękny łuk.
- Upinow ten został wykonany przez driady z prastarego drzewa cisowego – rzekł Hirduk, wręczając zaskoczonemu Miguelowi prezent od uśmiechniętych młodzieńców. – Jego cięciwę wykonano ze ścięgien mówiących tygrysów, godzących się pomóc przy robieniu broni dla Farcâchandów.
Miguel w milczeniu przyjął dar, jednak wiedziałam, że jak tylko wróci do domu, wybuchnie w przypływie euforii. Wiedziałam, że mojemu przyjacielowi najlepiej idzie w łucznictwie i obstawiałam, ze to właśnie Upinow będzie jego bronią, jednak nie byłam tego pewna. Do tamtego wieczora.
Miguel dumnie uniósł w górę łuk i kołczan ze strzałami (wykonany z rogu minotaura). Wśród zebranych rozległy się głośne wiwaty, a Alberto i Sven zaczęli klepać Hiszpana i mu gratulować.
Już chciałam podbiec do chłopców i wraz z nimi cieszyć się z prezentu Miguela, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
- Moglibyśmy chwilę porozmawiać? – Hirduk lekko się do mnie uśmiechnął. Nie miałam dużego wyboru, dlatego skinęłam głową i poszłam za centaurem i jego synem na bok.
- Czy coś się stało? – spytałam.
Hirduk westchnął.
- Mój syn, którego miałaś już okazję poznać – Dig oczarował mnie tym swoim zniewalającym uśmiechem – ma niezwykły dar, rzadki nawet wśród centaurów.
- Umiem odczytywać przyszłość z gwiazd – rzekł chłopak. Mówił to z uśmiechem, jednak nie brzmiało to tak, jakby się z tego cieszył.
- To chyba dobrze, nie? – powiedziałam. – Przecież twój ojciec jest Mistrzem Gwiazd, pasuje to do ciebie. Poza tym, można dzięki temu zapobiec katastrofom i w ogóle. Ale co ja ma z tym…
- …wspólnego? Oj, zdziwisz się, bo dużo – przerwał mi Dig. Spojrzał na ojca, który skinął głową, po czym kontynuował:
- Nie będę cię tu zamęczał układem gwiazd, bo i tak cię to pewnie nie interesuje. Musisz jednak wiedzieć, że każdej osobie na tej planecie przypisuje pewna gwiazda, mniejsza bądź większa, ale zawsze jakaś. Od jakiegoś czasu obserwuję twoją gwiazdę, która coraz bardziej zbliża się do gwiazdy kogoś, kogo nie chcielibyśmy, żebyś miała potrzebę poznawać.
Przygryzłam wargę.
- Dermak…
- Właśnie. Obawiam się, że te gwiazdy niedługo się ze sobą zderzą, a to oznacza…
- …że go spotkam.
- Nie tylko – rzekł Hirduk. – Może będziesz musiała z nim walczyć.
Przełknęłam głośno ślinę. Nie tak to sobie wszystko wyobrażałam.
- Ej, ale nie panikuj – Dig uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę. – To są tylko takie przypuszczenia. Gwiazdy są blisko, ale prawie na pewno się miną. Jednakże, ponieważ zawsze istnieje to ,,prawie”, musiałem cię ostrzec.
Delikatnie pokiwałam głową.
- Po prostu bądź ostrożna – dodał Hirduk – i uważaj na to, z kim się zadajesz. Każdy może się okazać szpiegiem Dermaka.
- Ale dlaczego chciałby mi coś zrobić?
To pytanie obaj centaury przemilczały. Czemu na tej wyspie było tyle tajemnic? Miałam już dość tej niewiedzy.
- Ej, Jagoda! – Miguel biegł w moją stronę, wymachując łukiem. Spojrzałam na Diga, który prawie niezauważalnie pokręcił głową.
- Widziałaś?! – rozradowany Hiszpan prawie krzyczał, chociaż stałam tuż obok. – Ja też już mam swoją broń! Matko, ale czad! Musisz spróbować nim strzelić! Jest superowy!
- No, wiesz, to twoja broń. Ja raczej nie mogę się do niej dotykać – odparłam, prowadząc Miguela z dala od centaurów. Udawałam wesołą, chociaż wcale nie było mi do śmiechu.
- Oj tam, jak zrobimy krótka wymianę, to nic się nie stanie – odparł chłopak, obejmując mnie ramieniem. Razem doszliśmy do Alberta, który krzyczał na Svena. Bardzo miło było mi to oglądać.
- Jagoda nie myliła się co do ciebie! – krzyczał zazwyczaj spokojniejszy bliźniak. Prawie go nie poznawałam.
- Co się stało? – spytałam z uśmieszkiem.
- Chyba widziałaś! – Alberto wyglądał na naprawdę wściekłego. – Ale ty wcale nie byłaś lepsza! Chowałaś się w krzakach, kiedy Miguel narażał za nas swoje życie!
- Wcale się nie chowałam! – odkrzyknęłam.  – Dig mnie trzymał i nie mogłam do was wybiec. Gdyby nie on, na pewno bym wybiegła!
- To prawda, to moja wina – odezwał się czarny centaur, stając obok nas. – Przejmuję na siebie całą odpowiedzialność. Ale o to tu chodziło. Miguel musiał pokonać mojego ojca bez niczyjej pomocy.
- No, cóż, gdyby nie ten faun… - Miguel zaczął się jąkać, ale Dig, wyższy od niego prawie o dwie głowy, szeroko się uśmiechnął.
- To wszystko było mniej więcej zaplanowane, stary – klepnął go po plecach, po czym zwrócił się do nas wszystkich.
- Robicie coś specjalnego w sylwestra?
Głośno się roześmieliśmy.
- Co my tu niby mamy robić? – odparł za nas Sven. – Jesteśmy tylko we czwórkę i nie możemy się nigdzie ruszać.
- To może wpadniecie do nas? – Dig  rozłożył szeroko ręce. – Młodzież ze wszystkich krajów spotyka się tutaj na coroczna, całonocną imprezę. Wasi opiekunowie na pewno wam pozwolą przyjść. To co, wpadniecie?

3 komentarze:

  1. No, no, no. Teraz chwila zastanowienia, co napisać dalej... A co mi tam! Będę oryginalna. Rozdział świetny! Skoro z oryginalnością już pojechałam po bandzie, czas na pochwały. Blog wygląda całkiem całkiem, opowieść jest niezła, niezła, a ja ciągle nie wiem co powiedzieć dalej, dalej. Dobra już wiem! Mam wyobraźnię, chyba jak większoś ludzi, i wyobrażam sobie wygląd bohaterów. I choć gardzę "zżynać" w moich fantazjach z filmów, to nie starcza mi woli usunąć z przed oczu kuzyna Coś z "Rodziny Addamsów", gdy chcę zobaczyć Mędrca. No, to taki mój ból. Kończę już, ponieważ komentarz się zrobił za długi, jak na to nić, co w nim umieściłam. Dodam tylko, że zniecierpliwością czekam na następną notkę. Jeśli możesz powiedz czy masz wenę, czy wena, bo nie wiem czego Ci życzyć.
    Pozdrawiam i niech inwencja twórcza Cię nie opuszcza.
    P.S. Ja wiem, że piszę chaotycznie, ale niektórzy twierdzą, że przez to jest ciekawiej i poprawia im się humor.
    Żegnam się, pa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propo weny, to czasem ją miewam, czasem nie, ale staram sie pisać często (dlatego niektóre fragmenty mogą wychodzić słabo ;) )
      Ale dzięki za komentarz, zmobilizowałaś mnie do wstawienia kolejnego rozdziału
      A z tym Mędrcem to w sumie całkiem dobre porównanie.
      I nie - nie piszesz chao;dtycznie - da się wszytsko zrozumieć, wiec jest OK

      Usuń
    2. Eh. Czasami sama siebie nie rozumiem, ale skoro da się wszystko zrozumieć to okej ;) Cieszę się, że Cię zmobilizowałam. Pierwszy raz coś takiego zrobiłam. Nie chce mi się piać kilku komentarzy, więc powiem, że pierwszy siódmy rozdział jest naprawdę dobry. Co do słabych fragmentów, to przecież wiadomo, że wszystko idealne być nie może. Ja sama pisałam co najmniej cztery rozdziały bez weny, która wyruszyła w świat, i nie powiem do czego się nadają.
      A teraz:
      Życzę weny i pozdrawiam

      Usuń