piątek, 5 lipca 2013

W blasku życia - Rozdział 8: część 3



Nie mogłam pozbyć się uśmiechu z twarzy. Samica! Amachana musi być przeszczęśliwa!
W sumie, to mnie tak w końcu za bardzo nie zdziwiło. Wszytko, co ,,wyjątkowe” musiałam oczywiście posiadać ja. Miałam już tego dość! No jasne, cieszyło mnie, że jestem Farcâchandem, ale ile można! Nie mogłabym po prostu czekać, aż się wykluje mój Simbaquil, polatać na nim, pomagać mieszkańcom wyspy i niektórym ludziom, a potem czekać i szkolić nowych Jeźdźców? Nie, oczywiście, że nie! Ja musiałam mieć jakiś blask, urodzić drugą wśród Simbaquilów samicę, a dodatkowo urodzić się w czasach, kiedy Krlâtcie zagraża najniebezpieczniejszy człowiek w jej historii!
Po prostu ekstra.
Z drugiej jednak strony…
Dotknęłam mojego wisiorka. Zauważyłam, że jest ciepły. Czyżby był w jakiś sposób połączony z jajem? Nie było to aż tak zaskakujące, w końcu to dzięki niemu otworzyłam skrzynię. Był ciepły, tak samo jak mój młody Simbaquil. Stworzenie, które miałam wychować od małego, z którym byłam połączona częścią duszy i z którym miałam przeżywać niezliczone przygody. To dzięki mnie Amachana mogła urodzić czwarte dziecko i dać mu coś najcenniejszego: życie. A gdybym się go wyparła, zginąłby w strasznych męczarniach – zupełnie jakby ktoś odrywał mu połowę ciała.
Westchnęłam. To ode mnie zależało, czy nowy Simbaquil wyjdzie ze swojej bursztynowej skorupy. Taka odpowiedzialność...Miałam dopiero trzynaście lat! Dodatkowo…ta wizja. Likr nie skomentował, co mogłaby oznaczać, ale ja wiedziałam. Wiedziałam już, jak ją przeżywałam.
Szykowało się coś niedobrego. Dermak zbierał siły. A ja, tak jak powiedział Dig, jestem jedną z niewielu, która będzie z nim walczyć. Która może go pokonać.

***
Następnego dnia o poranku do domku Likra zapukał pan Tadeusz.
- Witaj, Jagodo! – przywitał mnie z uśmiechem, po czym zwrócił się do fauna:
- Dziękuję, że się nią zaopiekowałeś.
- Drobiazg – odparł ciemnoskóry, ściskając rękę nauczycielowi. – Już wszystko z nią w porządku. A jakby co, wiecie, gdzie mnie szukać.
Pan Tadeusz pokiwał głową, podszedł do mojego ,,łóżka” i pomógł mi wstać. Czułam się już o wiele lepiej, ale jak to każdy dorosły – musiał mi pomóc, nawet jak odmawiałam.
- Poczekaj na zewnątrz – rzekł do mnie, odprowadzając mnie do drzwi. – Ja jeszcze muszę coś omówić z Likrem.
Trochę się zdziwiłam, ale tylko pokiwałam głową i wyszłam przed chatkę.
Ach, powietrze! Miałam wrażenie, że nie czułam go na mojej twarzy od wieków! Wzięłam kilka głębokich wdechów…i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie jestem sama.
- Sie ma, Maler – powiedział Sven, wstając z pozycji leżącej do półsiedzącej. Blondyn rozłożył się na zielonej trawie na lewo od wejścia do domu Likra i pokazywał ten swój sarkastyczny uśmiech.
- Co ty tu robisz? – nie starałam się ukryć zaskoczenia.
- Nie wiem, Tadzio mnie tu przyprowadził–wskazał głową na domek Likra – ale chyba chodzi mu o ,,zacieśnienie więzów znajomości z naszą drogą Jagódką” czy coś w tym rodzaju…
- Ciekawe jakich więzów? – oparłam się o ścianę budynku.  W jednym ubraniu przeleżałam prawie dwa dni, więc Likr dał mi coś „swojego” – znaczy od poprzednich „pacjentów”, tylko że wyprane. Takim oto sposobem miałam na sobie starą, bawełnianą koszulę sięgającą mi do połowy ud i jakieś za duże leginsy. Włosy, zazwyczaj upięte w mój idealny, koński ogon, miałam rozpuszczone - ,,gumka się gdzieś zapodziała” – i okazało się, ze zaczęły mi się robić lekkie loki. Teraz, patrząc na Svena, bawiłam się końcówką jednego kosmyka.
- No wiesz – Nilsson włożył do ust źdźbło trawy i rozłożył się z rękami za głową. – W końcu to ja cię przywołałem z wizji…blasku.
Ostatnie słowa wypowiedział z nieukrywaną złością. Przypomniałam sobie, jak się zachowywał, kiedy jajo jego Simbaquila się nie zaświeciło.
- A skąd wiesz, że to ty mnie przywołałeś? – szczerze, to nie chciałam, żeby o tym wiedział. Nie żeby coś, ale…po prostu…tak jakoś, żeby nie myślał sobie nie wiadomo co.
Sven cicho się zaśmiał.
- Kiedy pan Tadzio cię tu przyniósł, byłaś nieprzytomna, wiec nic nie słyszałeś - ,,no, brawo, geniuszu!” – ale pewnie pamiętasz, ze twój Lârishaurstar kazał mi z wami iść. Kiedy Likr się już wstępnie tobą zajął, pan Tadzio powiedział mu, że kiedy JA cię zawołałem, nagle odzyskałaś świadomość. No i wtedy ten murzyn zrobił taką minę, jakby się stało nie wiadomo co, spojrzał na mnie z takim strachem w oczach, że normalnie szok i kazał mi czekać na zewnątrz – Sven podniósł głowę i z sarkastycznym uśmiechem powiedział:
- W przeciwieństwie do ciebie jestem bystry, więc szybko skapnąłem się, że w jakiś sposób obudziłem cię z tej wizji, tak więc jestem boski i najlepszy i dlatego musiałem ci to powiedzieć pierwszej, wiec tu jestem.
- To nie powiedziałeś reszcie? – zdziwiona i zniesmaczona spojrzałam na Szweda.
- Tadzio mi zakazał – odparł, ponownie się kładąc. – A poza tym, co ci tak zależy? Nie chcesz, żeby inni wiedzieli, jak łatwo mi ulegasz?
Rozmowa ze Svenem była lekko powiedziawszy dziwna, w dodatku gadał tak bezczelnie…Miałam jednak wrażenie, że nie powinniśmy nikomu rozgłaszać prawdy o wizji.
Podeszłam do chłopaka, uklękłam przy jego ramionach i nachyliłam się, aby mu cicho powiedzieć…ale oczywiście on mi przerwał:
- No, ja rozumiem, że jestem ekstra i panna Maler już mi się kłania, ale żeby…
- Och, zamknij się i słuchaj – syknęłam. – Nikomu nie mów o tym, że to ty mnie obudziłeś z wizji.
- A to czemu?
 - Bo…nie. Nie i już. Po prostu czuję, że nie powinieneś.
Zdziwiłam się, bo Sven nie skomentował tego szyderczym śmiechem. Tak jakby spoważniał i pokiwał głową. Pomyślałam: ,,Łał, on się chyba trochę zmienił”, ale wtedy powrócił jego dawny ja. Poderwał się, prawie mnie uderzając i kucnął, mając głowę tuż przy mojej twarzy.
- Mogę zachować twoją wizję w tajemnicy, bo wiem, że w tym wypadku twoje przeczucia mogą być prawidłowe, ale nie myśl sobie, że zapomniałem o tym, że to TY miałaś blask!
- Ale przecież to nie to jest naj…
- Najważniejsze? Z takimi gadkami to leć do Miguela czy Alberta. To oni,  a nie ja czekają na twoje słowa pocieszenia.
- Ale…
Sven się poderwał i krzyknął:
- Jasne, panna-idealna Maler! Co ty wiesz o tym, co jest najważniejsze?
- Chyba więcej niż ty, bo mi tego brakuje!
- Czego ci brakuje? Czego ci brakuje?! Masz jedyną samice wśród Simbaquili, jesteś pierwszą dziewczyną wśród Farcâchandów, miałaś blask, tobie jest pisany pojedynek z Dermakiem…
- Co?! O czym ty mówisz? – wstałam, a wtedy Sven złapał mnie za nadgarstki.
- Niczego ci nie brakuje! Jesteś z nas najlepsza! Jesteś największą farciarą! Po prostu…uch, czy ty musisz być taka idealna?!
Ze Svenem działo się coś niedobrego. Puścił moje nadgarstki i złapał się za głowę. W jego oczach pojawiły się łzy, ale nie smutku, tylko bólu. Grymas złości przemknął mu przez twarz, a na czole pojawiły się kropelki potu. Blondyn zaczął jęczeć przez łzy, kołysząc się na boki. Nie wiedziałam, co robić, a tymczasem Sven zatoczył się i upadł pod drzewem. Zupełnie jakby był pijany. Chłopak zaczął ciężko oddychać, wciąż trzymając się za głowę.
- Sven? – powoli podeszłam do chłopaka, dyskretnie spojrzawszy na domek Likra. – Co się dzieje?
Szwed spojrzał na mnie, płacząc. Tak: król docinki płakał przed swoją największą ofiarą. Czym prędzej usiadłam obok niego.
- Ja… - zaczął, ale mówienie sprawiało mu trudność. – Ja już sam nie wiem. To się zaczęło…od twojej wizji. Jest coraz gorzej.
- Ale co?
- Mówię ci, że nie wiem. Nie mogę się powstrzymać. Raz chce mi się krzyczeć, raz płakać. Nie mam już siły…
- …walczyć z samym sobą?
Sven niepewnie pokiwał głową, lustrując mnie swoimi oczami. W tamtym momencie widziałam w nich tylko zagubienie.
- Pomóż mi – szepnął.
- Ale co ja mogę? – spytałam.
- Tylko ty możesz to skończyć – Sven zaczął mówić zagadkami, a ja nie wiedziałam, jak długo potrwa, zanim wyjdzie pan Tadeusz.
- Skąd ty to wiesz?
- ON mi powiedział.
- On?
Blondyn schował głowę w kolana. Czy to był ten sam chłopak, który jeszcze miesiąc temu nie przepuszczał okazji, żeby mi dopiec?
- Jagodo – pierwszy raz powiedział mi prosto w oczy po imieniu. – Wybacz mi, cokolwiek zrobię.
Po tych słowach zerwał się, otarł twarz i bez słowa uciekł w las. Zostawił mnie, samotnie siedzącą pod drzewem i patrzącą za nim w zieloną pustkę
,,Wiesz, dlaczego nie uważam, że mam to, co najważniejsze?” powiedziałam do niego w myślach. ,,Bo jestem sierotą”.

1 komentarz:

  1. Wow. Nieźle. Czemu Sven wariuje? I czemu chciał wybaczenia za to co zrobi w przyszłości? Tyle pytań. Mam nadzieję, że wyjaśnią się one w następnym rozdziale.
    Pozdrawiam i weny!!!

    OdpowiedzUsuń