Gdy się
obudziłam, nie czułam nic. Nie pamiętałam, co się stało. Zaczęłam mrugać
oczami, bo obraz był jakiś zamazany. Ale nic nie pomagało, ciągle widziałam jak
przez mgłę. Chciałam przetrzeć sobie oczy rękami - myślałam, że jestem w łóżku
i po prostu jestem strasznie zaspana. Ale kiedy coś zaczęło mi przytrzymywać
ręce, nagle dotarło do mnie, co się stało.
Zamknęłam oczy i
jeszcze raz szeroko je otworzyłam, szybko łapiąc oddech. Nie, to nie może być
prawda. Ale…to, czyli co? Serce zaczęło mi bić coraz szybciej. Zaczęłam się uważnie
rozglądać dookoła.
Ręce
przytrzymywały mi kajdany. Grube łańcuchy były przytwierdzone do ścian
znajdujących się każda metr ode mnie. Ogólnie byłam uwięziona w jakiejś wnęce,
bo tuż przede mną rozpościerała się olbrzymia, ciemna sala bez okien. Po prawej,
na ścianie wisiały dwie duże tkaniny, zrobione z czerwonych, złotych i
zielonych nitek. Po lewej zaś stał metalowy stół z krzesłem przytwierdzonym do
podłogi i dziwnymi przyrządami leżącymi na blacie. Wolałam nie myśleć, do czego
mogłyby służyć.
Wtem za mną
rozległ się cichy szelest. Zamarłam, bojąc się cokolwiek zrobić, nawet
oddychać. Dźwięk rozchodził się od ściany za mną przez tę z kajdanami, aż w
końcu zdawał się wydobywać ze wszystkich stron pomieszczenia. Zaczęłam się
wiercić. Strach wziął nade mną górę i chociaż wiedziałam, że jest to
niemożliwe, próbowałam się uwolnić. Na próżno.
Wtedy na środku
zaczął się materializować cień. Przerażona, otworzyłam szerzej oczy, a moje
serce zaczęło walić w piersi jak oszalałe. Z czarnej mazi wystrzeliły znane mi
już te okropne macki. Zaczęły pełzać po ziemi we wszystkie kierunki. Jednak
kiedy dotarły do mojej wnęki, nie weszły do niej. Zamiast tego zaczęły pełzać w
górę, jakby po niewidzialnej ścianie odgradzającej mnie od wielkiej sali. Nie
żeby mnie to uspokoiło – raczej byłam bardziej zaniepokojona. Po chwili macki
zasłoniły mi widok na większą sale. Otoczyła mnie całkowita ciemność.
Po jakiejś
minucie, która wlokła się w nieskończoność, macki zaczęły opadać. Szare światło, które wpadało do
pomieszczenia przez wąziutkie szpary przy suficie, prawie mnie oślepiło. I
okazało się, że czeka mnie kolejne niespodzianka.
Równie miła, jak
obudzenie się przykutą do ściany w jakiejś sali tortur.
Na środku pokoju
stała czarna postać w kapturze. Nie trudno było się domyślić, że jest to ta
sama osoba, która była przy naszych domkach. Postać powoli podeszła do metalowego
stołu i podpierając się o niego, usiadła na krześle. Jedną z czarnych dłoni
położyła na blacie, drugą natomiast na kolanie. Twarz ukrytą w cieniu kaptura
skierowała w moją stronę.
Nie odezwała się
ani słowem, w dodatku poruszała się bezszelestnie. Cisza ta doprowadziła mnie
prawie do szału. Postać po prostu usiadła na krześle i przyglądała mi się. Po
jakimś czasie nie wytrzymałam.
- Gdzie ja
jestem? – powiedziałam, a mój głos nie dość, ze był zachrypnięty, to także
przepełniony strachem. Postać nawet się nie ruszyła.
- Gdzie ja, do
jasnej cholery, jestem?! – wykrzyknęłam, ponawiając pytanie. Byłam wściekła, ze
to właśnie znowu mnie musiało przydarzyć się coś takiego.
Postać wciąż
siedziała jak zamurowana.
- Kim jesteś?!
Co to za miejsce?! Czemu mnie tu przywiozłeś?! – krzyczałam, ale postać nic
sobie z tego nie robiła. Wyglądało na to, jakby w ogóle tego nie słyszała. W
końcu dałam za wygraną.
- Co za tępak z
tego gościa… - szepnęłam do siebie.
- Na twoim
miejscu uważałbym na słowa – gdy usłyszałam ten głos, dreszcz przeszedł mi po
plecach. Nie dobiegał on jednak od strony siedzącej postaci.
- Kto tu jest? –
spytałam, już o wiele spokojniej niż wcześniej. Ale też z mniejszą pewnością
siebie…
- Ach, Jagódko…
tyle pytań, a tak mało czasu…
Z kąta przy
ścianie z tkaninami wstała kolejna postać. Postąpiła ona kilka kroków naprzód,
jednak nadal jej dobrze nie widziałam.
- Kim jesteś? –
spytałam po raz nie wiem który. Chciałam wreszcie poznać odpowiedź!
- Spokojnie i po
kolei – odparła nowa postać. – Najpierw odpowiem ci na twoje poprzednie pytania
– postać powolnym krokiem zaczęła się przesuwać w kierunku zakapturzonego
człowieka. – Po pierwsze: gdzie jesteś? Otóż jesteś…w moim domu.
- Cóż za
wyczerpująca odpowiedź – odparłam ironicznie.
- Zapytałaś, a
ja odpowiadam. Trzeba było lepiej sprecyzować pytanie – zobaczyłam coś jakby
wzruszenie ramionami.
- No dobrze: to
gdzie mieści się twój dom? – spytałam. Chłopak – bo byłam pewna, że nie jest to
dorosły mężczyzna, a z tym głosem kobietę wykluczyłam już na początku – zaśmiał
się cicho. Nie był to jednak wesoły śmiech.
- Bardzo dobrze,
Jagódko. Robisz postępy. Otóż mój dom mieści się na…no cóż, powiem wprost: na
biegunie północnym.
Nie zaskoczyło
mnie to aż tak bardzo, jakby mogło. Od początku spodziewałam się, kto za tym
wszystkim stoi.
- No dobrze.
Twoje kolejne pytanie brzmiało: kim jesteś, ale nie było skierowane do mnie. Przynajmniej,
nie w tym przypadku – chłopak oparł rękę o ramie zakapturzonej postaci. Ta nawet
nie drgnęła. – Przedstawiam ci…mojego ojca.
- Twojego ojca?!
– krzyknęłam. – Co ty mu zrobiłeś?!
- Ja? Nic. Sam
to sobie zrobił. Za dużo się bawił czarną magią, to wszystko – chłopak postukał
w jego rękę. – Teraz jest moją…kukiełką. Nie wszystko mogę robić sam, a on
pomaga mi być w dwóch miejscach na raz.
Patrzyłam się na
chłopaka jak na chorego umysłowo. To już nawet Sven nie miał tak pokićkane w
głowie!
- Chcesz poznać
jego imię? – spytał.
Nic nie
powiedziałam, tylko zacisnęłam mocniej usta i patrzyłam w milczeniu na
chłopaka. Był przerażający, chociaż jeszcze go nawet nie zobaczyłam z bliska.
Widziałam jedynie, że jest dosyć wysoki i chudy. Jednak nie był kimś, kogo
można lekceważyć.
- Wiem, że
chcesz – odparł, a w jego głosie słychać było nutkę rozbawienia. – To ci
powiem. Otóż, droga Jagodo Maler, ten trup, który przed tobą siedzi, to…Dermak.
___________________________________
Wybaczcie, że taki krótki ten podrozdzialik, ale do tej pory brałam z jednego dokumentu, a teraz musiałam wymyślić prawie na żywo. Ponieważ nikt mi nie pomógł w wyborze najodpowiedniejszej wersji wydarzeń, zadecydowałam sama. W kolejnej notce okaże się, co wybrałam ;)
Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają moją powieść i zachęcam do polecania jej znajomym!
Nzuria :D
Nzuria :D
Ja nie wiem, jak wygląda/wyglądałyby te wersje, więc nie mogę pomoc. Ale nie ważne, jak się akcja potoczy, ważne żeby było ciekawie.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... Mhroczny. A ja lubię takie klimaty :)
Nie mogę się doczekać następnej notki. Pisz dalej
Powodzenia, pozdrawiam, pa
Jak możesz przerwać w TAKIM momencie? ;(;(;(;((( Ja jestem uzależniona, a Ty przerywasz ;c;c;c Jest mi tak smutno :(
OdpowiedzUsuńBajdzo, bajdzo, bajdzo, bajdzo plosięęęę, wstaw następne części :c
Pozdrawiam, weny, pa!
Wybacz...:)Ale za to obiecuje, ze kolejny rozdzial bedzie albo przedostatnim, albo ostatnim w pierwszej części. Poza tym, postanowilam trochę znienic wystroj bloga, a zrobie to przy finałowej notce. Wtedy tez powiem, kto mi we wszystkim pomagla. Bo wiesz, byc moze...uda mis ie wydac to jako ksiazke :D ale jeszcze sama nie wiem czy sie w ogole opłacaNo nic - trzymaj kciuki za moją wene i badz czujna - X rozdział wkrotce sie pojawi...
UsuńPo kolei...
UsuńWybaczam, bo ja łatwo wybaczam :)
Trzymam Cię za słowo.
Jeśli wydasz, to ja to kupię.
Tak jest! Wyobraź sobie, że właśnie zasalutowałam ;)
Pozdrawiam, weny, pa!
A tak właśnie miesiąc minął, to przyszłam powiedzieć, że ja chcę więcej. Tak, wiem, chcieć, to każdy może, ale ja potrzebuję.
OdpowiedzUsuńPlis, plis, plisssssssssssssssssssssss...
Dobra, nic więcej twórczego nie przychodzi mi do głowy.
W takim razie;
Pozdrawiam, weny, pa!